Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Patrzę. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Patrzę. Pokaż wszystkie posty
Z przymkniętymi oczami. Projekt artystyczny
Przymykam oko.
I przesłonę.
Przesuwam czas. I rękę.
Oddycham.
Już zaczynam się orientować, jaki pejzaż się zapisze, choć na karcie same plamy. Jaka kombinacja ustawień, warunków i światła da odpowiednią miękkość pikselom. Które chmury wtopią się w góry.
Jezioro Trazymeńskie.
Beskid Niski.
Mazury Garbate.
Toskania.
Pejzaże.
Moje podróże spod przymkniętych powiek.
Zmiany
Idą powolutku.
Ale nieubłaganie.
I w końcu się wydarzą.
Chcę Was na to przygotować :-)
Zmiany na blogu.
Mama w Centrum się kończy.
Pisałam o tym rok temu, ale potrzebowałam tego czasu.
Żeby się z nią pożegnać. Ułożyć bałagan. Zrozumieć, czego potrzebuję.
A potrzebuję więcej miejsca na ten wspaniały kawałek mojego życia, jakim stały się zdjęcia. Także te robione na sesjach fotograficznych. Chcę je Wam pokazywać w jakiś zorganizowany sposób.
Ale nie obawiajcie się - wpisy blogowe, jakie znacie, zostają. Tu nic się nie zmieni. Nie przekształcę się w miejsce, gdzie można zobaczyć tylko zdjęcia obcych ludzi ;-) Nadal będę się z Wami dzieliła swoimi przemyśleniami, zdjęciami kwiatów i swoim kawałkiem świata.
Ale chcę też, żeby to miejsce było moją fotograficzną wizytówką. Żeby było wiadomo, jakie zdjęcia można u mnie zamówić.
Żeby to było jasne, przejrzyste i dostępne.
Zmieni się na pewno nazwa, kolory, miejsce pobytu bloga, jego format (ale nie za wiele, bo sama zmian rewolucyjnych nie lubię). Będę Was pewnie przez jakiś czas kierowała pod nowy dach i prosiła o cierpliwość.
Oraz o pozostanie ze mną.
To będę cały czas ja - Joanna w Kolorze :-)))
Już nie Mama w Centrum.
W dzikim winie
"Bo w ogrodzie rośnie pnącze
w dzikim winie świat się plącze
bo w ogrodzie dzikie wino
kto je tutaj siał"
Marek Grechuta, "W dzikie wino zaplątani"
Nurkuję z aparatem w liście, płatki, łodyżki.
Niewyczerpalne źródło inspiracji.
Niewyczerpalna dla mnie energia.
Pobliskie ogródki działkowe.
I pamiętajcie, że każde moje zdjęcie można kupić. Piękne wydrukowane i oprawione jest naprawdę ozdobą. Wiem, bo widziałam na kilku ścianach :-)
Gdybyście mieli ochotę, to piszcie: [email protected]
Zrób sobie dobry wrzesień
Tu czytam i oglądam
Oraz rysuję, tworzę, bawię się.
Bałaganię, przyjmuję gości, uczę się.
Pokój Zosi.
Wyspa radości.
Niekwestionowanym królem pokoju jest dywan. Przyniósł mi go mój sąsiad Andrzej z uwagą, że kupił dla swojej córki, ale u nich jest za duży i pomyślał o mnie. Że będzie do nas pasował. A ja, niemądra, powiedziałam, że się zastanowię! A przecież to dywan z naszych snów i to on "zrobił" cały pokój.
Lubimy też starą szafę chlebową i biureczko vintage. To ostatnie chciałyśmy wymienić na coś większego, ale ostatecznie zwyciężyła nasza miłość do tego niepowtarzalnego mebelka. Jeszcze z rok posłuży Zosi do rysowania i odrabiania lekcji.
Reszta mebli to poczciwa Ikea.
Nie dla nas monochromatyczne kolory i dyscyplina przedmiotu ;-) Dla nas obfitość i kolor. Oraz pudełeczka, zdjęcia, obrazki, figurki, plakaty i książki. Nad łóżkiem ekspozycja zmienia się co jakiś czas, a ja już nie zwracam uwagi na ścianę zdartą od taśmy klejącej. W rogu stoją narty, pod oknem często parkuje hulajnoga. Konstrukcje lego zajmują blaty, a rysunki wyściełają podłogę pod biurkiem. Zabawki często nie trafiają do swoich szuflad, a królikowa rodzina, zamiast w szafie, śpi na środku dywanu.
Życie.
Ale pomimo wartkiego strumienia bałaganu, jaki codziennie przetacza się przez pokój, jest on tak zorganizowany, że posprzątanie go zajmuje kilka minut. Wszystko ma swoje miejsce. Zabawki i materiały plastyczne rezydują w szafie i dwóch dużych szufladach pod łóżkiem, większość w odpowiednich pudełkach, żeby łatwo było segregować. Ludziki do tego, naczynka do tamtego, rzeczy niewiadomojakie do kolejnego. Na lego jest odpowiednia ilość koszyków. Książki mają swój pojemny regał. Ubrania mieszkają w komodzie.
Raz na jakiś czas robimy przegląd wszystkiego, odkładamy za małe ubrania, wyrzucamy popsute rzeczy, oddajemy zabawki. (Tylko z książkami tak nie jest. Nawet te dla roczniaków mają u nas dożywotnią emeryturę :-) Zosia oczywiście w tym uczestniczy i to ona decyduje, gdzie, co będzie leżeć. Potem łatwo jej powrzucać rzeczy do odpowiednich miejsc.
Obie bardzo lubimy ten pokój, a ja, za każdym razem, jak przechodzę przez przedpokój i widzę widok z pierwszego zdjęcia, uśmiecham się. Moja wewnętrzna dziewczynka podskakuje z radości.
Moja córka na szczęście podziela to uczucie :-)
p.s.1 jak chcecie zobaczyć, jak wygląda "wartki strumień bałaganu", to zapraszam na mój Instagram. Tam co jakiś czas wrzucam ten stan ;-)
p.s.2 Tytuł posta pochodzi z plakatu Iwony Chmielewskiej zaprojektowanego na wystawę "Tu czy tam? Współczesna polska ilustracja dla dzieci" , (20.02-08.05. 2016, Zachęta).
p.s. 3 zdjęcia zrobiłam swoim nowym (cudownym!) obiektywem Sigma 35mm, 1.4, Art. Jeżeli się nad nim zastanawiacie, to kupujcie śmiało. Jest wart każdej złotówki, a każda dobra opinia o nim, to prawda. Idealny do wnętrz i plenerów.
Domowe natury
Tulenie i czułość - sesja dla Ładne Bebe
Zapraszam Was na portal Ładne Bebe, gdzie w cyklu "Tulenie z Tuli" , Ewa opowiada o swoim i swojego męża rodzicielstwie z dwoma cudnymi chłopakami.
"Dzisiaj oczekiwania wobec rodziców, szczególnie mam, są ogromne. Prędzej czy później pojawia się ogromna frustracja, że nie udaje się zrobić wszystkiego idealnie. Ja przy dwójce chciałam tylko przetrwać (śmiech)! To pozwoliło mi złapać dystans, dać sobie luz i popełniać błędy, na których się uczę. Nie jestem idealną mamą, chciałabym za to być fajną mamą, żeby moi synowie mogli zawsze do mnie przyjść kiedy będą mieli jakiś problem. Żeby mieli poczucie akceptacji i bezpieczeństwa i tego nie odpuszczę. Chciałabym, żeby nie czuli się przez nas osaczeni, tylko wspierani, żeby sami odkrywali, co lubią a czego nie i szukali sposobów, jak do tego dojść."
Miałam wielką przyjemność spędzić z tą rodziną kilka godzin i zrobić im zdjęcia.
Wyszłam nasycona ich czułością, radością i współpracą.
To był dobry czas.
Pamietajcie też, że jeżeli podobają się Wam moje zdjęcia i chcecie mieć swoją sesję rodzinną, piszcie do mnie śmiało. Chętnie zrobię Wam zdjęcia. Piszcie do mnie: Wyślę Wam warunki, dostępne terminy i cennik.
Dla fotografii
Dziś 177-lecie wynalezienia fotografii, jak nachalnie informuje mnie Facebook od rana ;-)
Wobec tego - moje eksperymenty i impresje fotograficzne. Bo aparat to tylko pretekst do pokazania... siebie.
W podziękowaniu dla tej najbardziej demokratycznej ze sztuk.
Na zdjęciu Lackowa, najwyższy szczyt Beskidu Niskiego.
Kraków, Kraków...
Kraków to jest zawsze dobry kierunek.
Do przyjaciółki.
Do kotów - Zuzanny i Zenona.
Na balkonik z powojnikami.
Połazić po muzeach, parkach i knajpkach. Przejść się raniutko pod Halę Grzegórzecką, żeby wśród rupieci wypatrzeć garnek w kwiaty. Patrzeć, jak słońce przebija się przez Planty. Iść z biegiem Wisły, zgubić się na Podgórzu.
Jeden cały dzień przespać z tą cudowną świadomością, że absolutnie nikt nie ma ci tego za złe. Za długo się w końcu znamy.
Gadać do rana, razem gotować, gdzieś jeździć, skądś wracać, odwiedzać znajomych, przyjmować znajomych.
Śmiać się.
Doradzać sobie, zwierzać się, różnić się w ocenie rzeczywistości. Ładować się tą różnicą.
Zrobić dosłownie kilka zdjęć, choć aparat był cały czas pod ręką. Ale tak się gadało, że nie było czasu na wyciąganie go.
A na koniec dostać jabłek i powideł.
Dobry dom, dobry czas.
Mój MikroKraków.