Portret czytającego chłopca
Na fotograficzne smutki, które mnie ostatnio trapią
(uwaga, teraz będę rozpaczać - ach, czy to wszystko ma sens? ach, po co właściwie robić te zdjęcia? ach, jak się wyróżnić na tle milionów(!)? ach, czy ja właściwie coś umiem? ach, w którą stronę iść i jak budować swój styl? - absolutnie nie musicie na to odpowiadać i mnie pocieszać ;-)
najlepsza jest praca.
Sięgam do mojej Przewodniczki - Katachrezy (tu klik, żeby więcej i mądrzej)
"Pokonuję: niechęć, lenistwo, strach, paniczny odruch ucieczki.
Planuję.
Plan obejmuje poranek, południe, wieczór. (...)
Wiara w siebie?
Wiara w siebie bierze się z działania.
Sprawdziłam. Jak robię, to wierzę i ufam sobie, jestem dla siebie godna zaufania.
Jak nie robię, to nie ufam. Proste. Niskie."
I jeszcze:
"Zrobione jest lepsze od niezrobionego.
Zrobione jest lepsze od niezrobionego z lęku przed niezrobieniem dobrze."
Ustawiam więc aparat w ciemnościach (żeby jakieś wyzwanie było), proszę Antka o chwilę dla mnie i staram się uchwycić czytającego chłopca w XXI wieku.
Wkładam kartę do komputera, jestem zadowolona z efektu, ale po chwili maszyna... zjada mi całą zawartość. Nie ma nic. Żadnego zdjęcia. Program do odzyskiwania danych sobie nie radzi. Pustka i kilka szlaczków.
Hmm, taka to więc próba - myślę wpatrując się w komunikat "plik niemożliwy do odzyskania". Zamykam komputer i idę na spacer. Następnego dnia jadę po pobliskiego miasteczka, kupuję nową kartę i znowu proszę Antka o to, żeby siadł w rogu łóżka. To ostatni nasz dzień tutaj i ostatnia możliwość na zdjęcie.
Podnoszę ISO, redukuje czas, otwieram przesłonę, koryguję ekspozycję.
I klik.
Robię, działam, ponawiam, próbuję.
I już coś się zmienia. Nie żeby jakaś rewolucja czy wybuchy entuzjazmu lub burza pomysłów.
Nie, nie ma prostych i romantycznych rozwiązań.
Ale pojawia się jakaś...czuła wyrozumiałość.
Duma z samej siebie. Ciepłe zadowolenie w środku.
Staję się dla samej siebie godna zaufania.
I te pytania z początku postu nie wydają się już takie ważne...
Spokój.
Więc róbcie i Wy, to czego potrzebujecie. Nawet jak to się wydaje bez sensu.
Wtedy rośnie coś dobrego.
P.S. Pamiętajcie, że w poprzednim poście (TU KLIK) możecie wygrać moje zdjęcia. Trzeba tylko pożyczyć coś dobrego światu :-) Macie czas do 8 stycznia.
Piękny! Uwielbiam takie kadry!
OdpowiedzUsuńDziękuję :-)
UsuńW sam splot słoneczny. W sam środeczek, także moich, jakże podobnych - choć kredkowych wątpliwości. Jakie to dziwne, że u innych - na przykład u Ciebie - widzę jasno odpowiedzi, potrzebę i sens. Takiego widzenia wobec siebie sobie życzę. Dziękuję :*
OdpowiedzUsuńProszę, kochana :-)
UsuńChoć oczywiście chciałabym zakrzyknąć: "Ty, Bebe? Niemożliwe? Przecież Ty tak cudnie rysujesz, tak w samo sedno, taki styl masz swój i wyrazisty. Uczyć się tylko można."
Ale rozumiem przecież...
I wysyłam same dobre myśli.
Która takich wątpliwości i zapytań o sens nie miewa, niech podniesie rękę! (Chociaż myślałam, że kto, jak kto, ale Ty z Takim talentem podniesiesz...). Ja podnoszę obie!
OdpowiedzUsuńI zaraz potem też zabieram się do roboty. Tak się cieszę, że mogę do Ciebie zaglądać i się karmić! Dziękuję! I serdecznie pozdrawiam. Joanna
Joasiu, bardzo się cieszę, że tu do mnie zaglądasz :)
UsuńKażdy wrażliwy człowiek, który ma pasję ma takie wątpliwości od czasu do czasu. Ja nawet częściej :) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNo tak, mnie dobrze robi dzielenie się z Wami tymi zwątpieniami :-)
Usuń