Rok w domu
Nie rok w Prowansji, nie rok w Toskanii, nie rok na Bali ;-)
Rok w domu.
Rok bardziej w domu.
Nowa szkoła Zosi jest daleko od naszego domu i dojazdy zajmują nam dużo czasu. Zosia potrzebuje teraz sporo troski i uwagi. Pomocy w nauce. Bycia w domu i ze mną. Do tego Antek jest w 8.klasie i szykuje się do nowego etapu życia, jakim jest liceum. Przed nim stresujące egzaminy.
Myślałam, że jakoś to będzie. Po staremu.
Ale nie jest.
Większość mojej energii w to idzie. Dzielę się tym oczywiście z M., ale i tak potrzeba więcej.
Czy ten rok będzie więc przekleństwem? A może jednak darem?
Mam też z moją córką pewną zaszłą historię. Zaciągnęłam kiedyś u niej dług. Taki energetyczny. Kiedy miała pół roku została z nianią, a ja wróciłam do swojej ukochanej pracy. Prowadziłam wtedy niezwykle popularne autorskie grupy wsparcia dla kobiet. Kochałam to. Dawało mi to mnóstwo satysfakcji i dobre pieniądze. Musiałam też to robić, bo od moich decyzji zależały losy innych ludzi. To prawda, nie pracowałam od rana do wieczora, Zosia zostawała na kilka godzin z ukochaną nianią, ale...
Jakoś mnie nie było.
Energetycznie. Fizycznie.
Żyłam w rozproszeniu i poczuciu, że tak musi być. Z tamtego czasu pamiętam głównie popołudniowe zmęczenie i irytację. Uśmiech i ciepło dla dziewczyn na zajęciach i zaganianie szybko dzieci do łóżek, bo nie miałam już dla nich siły. Mała Zosia i nieco starszy Antek czekali na mnie cierpliwie.
Gdybym mogła cofnąć czas, to bym to zmieniła. Ale bałam się, że świat nie poczeka. Ucieknie, zostawi mnie, a ja utknę w domu. A świat generalnie miał mnie w nosie. Chciał ode mnie dużo, ale nie interesowały go moje koszty.
I teraz sobie pomyślałam - a może by się tak nie bać? Jak nadarza się okazja.
Być znowu bardziej w domu, niż w świecie.
Na jakiś czas. Dopóki trzeba. Żyć po swojemu, a nie po czyjemuś. Choćby to dziwnie wyglądało.
Wiem też, mądrzejsza o te kilka lat, ze dysponuję określoną pulą energii. Nie jestem w stanie dawać jej wszędzie i z taką samą intensywnością.
Czy zamierzam więc rzucić pracę? Ależ nie. Nadal możecie zamawiać u mnie kameralne sesje rodzinne.
Czy nie zamierzam się rozwijać? Nic z tych rzeczy. Mam mnóstwo pomysłów na zdjęcia, nadal będę chodziła na moje zajęcia fotograficzne, no i książka czeka na pokazanie światu.
Chodzi bardziej o proporcje. O ilość myśli kierowanych w stronę gonienia świata i wyrabiania się w jego standardach, a tych które szybują w stronę zupy. O jakość zaangażowania. O te słynne priorytety. I nie ma co się oszukiwać - o ten zwykły czas też chodzi.
Może więc, dla kogoś z zewnątrz, ta zmiana to będzie niewielkie przesunięcie w rzeczywistości.
Ale dla mnie/dla nas właśnie to istotne.
No i chciałabym spłacić swój dług.
Od jakiegoś czasu właśnie żyję cyt. po swojemu, a nie po czyjemuś. Czuję spokój i żałuję tylko tego, że tak późno na to wpadłam. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńCudownie, dobrego życia :-)
UsuńBardzo mi po drodze z tym co piszesz. Od roku zupełnie inaczej zobaczyłam świat i swoje w nim miejsce. Nasz świat rodzinny tak mocno zawirował, że nawet nie myśląc o tym jak o długu, widzę inne potrzeby. Energetycznie jestem potrzebna teraz. Dorastanie i choroba to mega wyzwania. Dodajesz mi sił pisząc od siebie 😚
OdpowiedzUsuńPrzesyłam dużo dobrych emocji. I siły w zdrowiu i dojrzewaniu. 💚
UsuńAsiu jak bardzo rozumiem. Ja miałam taki rok - ostatnio.
OdpowiedzUsuńMania w nowej szkole- odżyłą , rozkwita. Staś też . Sprawy ważne zamknięte, w blizny wtarty balsam ;-)
Teraz zbieram się do pracy , bo wiem że mam misję i gdzieś czeka stodoła i dom i las.
Spokojnego ROKU!
A Tobie pełnego twórczości, zamętu i wielu terminów warsztatów.😀
UsuńŚwiat potrzebuje takiej postawy😊Jesteś mi bardzo bliska.
OdpowiedzUsuńA najbardziej Zosia 😉
Usuń