Z sensem i bez sensu
- Gotowanie. Proste, sycące, spokojne. Zupy, carry, risotta, kasze i owsianki. Na dwa dni i na zmianę. Żeby nie przygniatało. Unikanie, jak się da, białych buł z serem. Oraz drożdżówek na "pierwszy" głód. Po nich wata w głowie i w brzuchu.
- Wieczorne czytanie Zosi. To nic, że jest coraz starsza, że umie. To nic. Jeszcze tego potrzebujemy i nie ma co od tego uciekać. Czytać, czytać, czytać. Przytulać, smyrać po włoskach, otulać kołdrą.
- Słuchanie Antka i robienie mu przestrzeni na jego własne przeżywanie nowej szkoły. To nic, że mnie się ona bardzo podoba, że sama bym się nie do niej chętnie zapisała. To nic. To jego życie i emocje, a nie moje. Niech czuje, co chce. A nie, co mama oczekuje. Więc milczeć. I słuchać.
- Akceptowanie, że trzeba zawozić, przywozić, czekać, zapisywać, wypisywać, towarzyszyć... Szukać tańców, ceramiki czy czegoś innego wymarzonego. Buntowanie się przeciwko temu nic nie daje. Tylko zabiera energię. Oraz wysyła sygnał "jesteś dla mnie udręką." A przecież nie jest.
- Spacerowanie z Fruzią. Spokojne, długie, z oddechem.
- Kupienie sobie jeszcze więcej Włocławków. Wiadomo, że je kocham. Moja miłość TU i TU . Oraz znalezienie albumu fotografii Ewy Rubinstein.
- Zrobienie CzekoŚliwki - kilka kilo jesiennych węgierek (mogą być nawet październikowe, pomarszczone już, są wtedy mega słodkie) na kilka godzin do gara na mały ogień. Żadnego cukru, cukier ze śliwek wystarczy. Na koniec tabliczka dobrej czekolady. I do słoików.
- Ćwiczenie jogi lub jakiejkolwiek innej gimnastyki, np: TU.
- Robienie zdjęć - wytrwale i z miłością. Ale nie "cykanie" wszędzie i wszystkiego. Szukanie światła, nastroju, domu, roślin, życia. Odmawianie zleceń, które nadużyją, a niewiele wniosą. Już chyba umiem je odróżniać.
- Pracowanie nad zdjęciami na komputerze z odłączonym internetem.
- Dzielenie się - wiedzą, czasem, pracą, przetworami, ubraniami dzieci. Żeby był obieg, ruch, energia. Przepływ.
- Randkowanie z M. Bez tego mnie nie ma.
- Czytanie w łóżku wieczorem - poducha pod plecy, koszula nocna z koronkowymi rękawkami, zioła w kubku.
- Dziękowanie. Bez żadnego "ale".
- Bycie cały dzień przyklejoną do telefonu.
- Bycie cały dzień przyklejoną do telefonu.
- Bycie cały dzień przyklejoną do telefonu.
- Bycie cały dzień...
- Skrolowanie, sprawdzanie, wgapianie się, sięganie w chwilach nudy. W autobusie, na światłach, na ławce przed szkołą, na spacerze z psem, podczas jedzenia, przed snem, po obudzeniu się... Poszatkowany umysł, poszatkowane emocje, rwany czas. Czy muszę więcej pisać?
Zawsze mamy wybór, po co sięgnąć.
Po to z sensem, czy po to bez sensu.
A Wy co wybieracie?
Asiu, wiesz co? Mogę tylko zmienić imiona bohaterów i post jest mój.
OdpowiedzUsuńNie mamy jeszcze naszej Fruzi do spacerów z oddechem, ale to tylko kwestia czasu.
I może dodam jeszcze spotkania i prawdziwe rozmowy z przyjaciółmi, z bliskimi mi kobietami. To ważny punkt w moim życiu. Nie odkładać na inne czasy, ustawiać to w kategoriach priorytetu.
A teraz wyznanie: uwielbiam Cię i podziwiam. Jestem wdzięczna Renacie za opowieść o Joannie w kolorze. Dziękuję. Ściskam. Asia
Rumienię się 😍 Ja sobie też niezwykle cenię znajomość z Tobą 😊
UsuńDziękuję. Wiele z tego biorę robiąc swoje 😚
OdpowiedzUsuńJa z Ciebie też czerpię 😊
UsuńDodać swoje, nic nie ujmować z Twojego :)
OdpowiedzUsuń😊
UsuńDziękuję za ten wpis,czytam go już kilka razy i inspiruje mnie do zmian. Pozdrawiam serdecznie! Agnieszka
OdpowiedzUsuńBardzo, ale to bardzo mi miło. Serdeczności dla Ciebie, Agnieszko 😘
Usuń